Parafia pw. Św. Wincentego Pallottiego w Warszawie

Bł. Elżbieta Sanna, patronka szarej codzienności Portret kobiety Opuchnięta, nabrzmiała twarz z przymkniętymi powiekami. Sparaliżowane ręce, skrzyżowane na piersiach. Patrzę na portret kobiety, który ma w sobie coś, co odpycha i pociąga jednocześnie. Błogosławiona, która wciąż zadziwia, niepokoi, zachwyca; która swoją zwyczajnością sprawia, że nie można przejść obok niej obojętnie. Elżbieta Sanna, znana jako duchowa córka św. Wincentego Pallottiego, urodziła się w Codrongianos (koło Sassari na Sardynii) 23 kwietnia 1788 roku. Jako trzymiesięczne dziecko zachorowała na ospę, która sparaliżowała jej ramiona. Choć niepełnosprawna fizycznie, wyszła za mąż i wychowała pięcioro dzieci. Pomagała również innym matkom w wychowywaniu dzieci, ucząc je katechizmu i przygotowując do sakramentów. Po osiemnastu latach szczęśliwego małżeństwa została wdową. Z poświęceniem prowadziła gospodarstwo, wychowując dzieci i angażując się w pracę przy kościele. Wciąż żywe było w niej pragnienie, które odczuwała już w dzieciństwie, by całkowicie powierzyć się Bogu. Zafascynowana naukami franciszkańskiego rekolekcjonisty, postanowiła udać się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, by jeszcze bardziej przylgnąć do Jezusa, a przez to lepiej służyć rodzinie. 25 czerwca 1831 wraz ze swoim spowiednikiem wyruszyła zatem do Ziemi Świętej. Niestety z przyczyn od nich niezależnych zmuszeni zostali do zatrzymania się w Rzymie. Elżbieta pozostanie tam już do swojej śmierci. Samotna, schorowana i niepełnosprawna kobieta, analfabetka posługująca się jedynie dialektem języka sardyńskiego poznaje w Rzymie ks. Wincentego Pallottiego (1795-1850) i powierza się jego prowadzeniu. Staje się jego współpracownicą, a jednocześnie duchową matką i członkinią założonego przez niego Dzieła Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Jej skromne mieszkanie w pobliżu bazyliki św. Piotra staje się miejscem promieniującym wiarą i apostolską gorliwością. Modli się w rzymskich kościołach, jako wolontariuszka opiekuje się chorymi w szpitalach i oddaje się codziennym pracom na rzecz powstającej przy księdzu Pallottim wspólnoty. Elżbieta Sanna umiera 17 lutego 1857 roku i zgodnie ze swym życzeniem zostaje pochowane w kościele SS. Salvatore in Onda u boku swego duchowego kierownika, św. Wincentego Pallottiego. Umiera w opinii świętości, a wokół ciała ubogiej kobiety z Sardynii gromadzą się rzymianie i obwołują „Apostołka Rzymu”. Jej proces beatyfikacyjny rozpoczyna się cztery miesiące po jej śmierci. A potem, jak to w historii czasem bywa, proces i gromadzenie dokumentów trwało prawie półtora wieku, do czasu kiedy to 27 stycznia 2014 roku Elżbieta została ogłoszona służebnica Bożą. Zatwierdzony przez Kościół cud za jej wstawiennictwem miał miejsce w Brazylii 18 maja 2008 roku. Było to uzdrowienie trzydziestojednoletniej wówczas kobiety, która miała sparaliżowaną rękę. „Sługa Boża Elżbieta Sanna, świecka wdowa, tercjarka profeska Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka i członkini Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego założonego przez św. Wincentego Pallottiego” (fragm. papieskiego dekretu) została beatyfikowana 17 września 2016 roku w Codrongianos koło Sassari na Sardynii. Błogosławiona prostota Poranek 17 września 2016 roku był wietrzny i dżdżysty. Uroczystość miała miejsce na polu nieopodal dwunastowiecznej bazyliki Trójcy Przenajświętszej. Kiedyś był tam kamedulski klasztor, teraz tylko kościół i wdeptane w ziemię kamienie. Wokół pagórki i pola. Jakoś pusto i cicho! Niektórzy z przekąsem żartowali, że Msza święta przypominała większy odpust w jakiejś wiejskiej parafii w Polsce. Przybyli członkowie Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, tercjarze Trzeciego Zakonu św. Franciszka, niepełnosprawni i oni Sardyńczycy. Wszyscy przybyli, by uczcić nową Błogosławioną, ale dla mieszkańców Sardynii to miała być ich druga Błogosławiona pochodząca z wyspy. Prości ludzi z radością i niekłamanym wzruszeniem opowiadali, jak dumni, że to ich rodaczka. Ich zaangażowanie w przygotowanie uroczystości było wzruszające i wprowadzało prawdziwie rodzinną atmosferę. Wieczorem w bazylice miała miejsce modlitwa szczególna Msza święta dziękczynna za dar beatyfikacji. Nie było już przedstawiciela Ojca Świętego, oficjalnych delegacji Kościoła Sardynii, ani przedstawicieli wspólnot, do których Sanna należała. Byli jeszcze pielgrzymi z Italii, Polski, Ukrainy i Wybrzeża Kości Słoniowej, ale to przede wszystkim była modlitwa tych, którzy dzisiaj żyją w Codrongianos, w Sassari. Głównie kobiety intonowały śpiew. Przepiękne pieśni w dialekcie sardyńskim z melodią bogatą we wpływy bizantyjskie przepełniały świątynię. Surowość kamienia, z którego zbudowana jest bazylika, czerstwość twarzy Sardyńczyków i jednostajność rzewnego śpiewu znowu pozwalały poczuć głęboką prostotę tej ziemi i tych ludzi. Nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że znowu gdzieś przez to wszystko przebijała twarz Sanny. Świętość tej kobiety zaczęła się przecież na tej ziemi; w niewielkim miasteczku, pośród pól i pagórków, w prostocie krajobrazu i zwyczajności codziennych dni. Zanim rozpoczęła się jej nieudana pielgrzymka do Ziemi Świętej, a potem lata samotności i tęsknoty za domem i dziećmi, gdy zmuszona stanem zdrowia musiała pozostać w Rzymie, i gdzie paradoksalnie, ta niepełnosprawna wdowa i analfabetka, oddając się całkowicie modlitwie oraz posłudze chorym i ubogim, stała się apostołką Wiecznego Miasta, żyła przecież tutaj, w niewiele znaczącym miejscu. To ludzie stąd, Sardyńczycy, mimo trwającego latami procesu beatykfikacyjnego, mimo wielu wątpliwości na temat jej świętości, zawsze byli przekonani, że Mamma Sanna, jak o niej mówią do dzisiaj, jest święta. „Moja babcia mi o niej opowiadała” mówi sześćdziesięcioletnia Giovanna; „Kobiety przyzywały jej wstawiennictwa przy porodach” dorzuca siedemdziesięcioletnia Maria; „Dwa miesiące temu zmarł mój mąż i Elżbieta, która też była wdową, pomaga mi się jakoś pozbierać” opowiada Paola, która może mieć około czterdziestki, czyli tyle samo co Elżbieta, kiedy została sam z piątką dzieci. Zaczynam myśleć o niej przez te kobiety, które mnie otaczają, przez ich proste, zwyczajne historie. Prostota, skromność i zwyczajność są błogosławione – jakby chciała powiedzieć Elżbieta Sanna. Tego dnia po raz kolejny Bóg przypomniał swoim dzieciom, że błogosławi prostotę, że kanonizuje powszedniość i zwyczajność, że krzyż codziennych zmagań, przemieniony Jego mocą, jaśnieje chwałą i blaskiem. Bł. Elżbieta Sanna patronka szarej codzienności; bo w codzienności szukała Boga kiedy była na Sardynii i troszczyła się o swój dom, a także kiedy była w Rzymie i nie miała już swojego domu. Modliła się swoim prostym życiem. Beatyfikacja Elżbiety Sanny przypomniała prawdę, że Bóg objawia się w miejscach mało komu znanych i zauważa, a potem daje swoim uczniom za przykład, ubogą wdowę, która wrzuciła do skarbonki „wszystko, co miała”. W przypadku ewangelicznej wdowy i bł. Elżbiety Sanny − wszystko, czyli nic! I to „nic” stało się błogosławieństwem. Patronka szarej codzienności „Chciałabym, by niebo było pełne, czyściec pusty, a piekło zamknięte” pragnęła i modliła się bł. Elżbieta. Ta, która podążała drogą cierpienia i ofiary, miłosierdzia i modlitwy, prostoty i wielkoduszności, może stać się dla każdego patronką i orędowniczką w zmaganiach z trudami życia i poszukiwaniem Boga w codzienności. Opuchnięta, nabrzmiała twarz z przymkniętymi powiekami. Sparaliżowane ręce, skrzyżowane na piersiach. Patrzę na portret kobiety, który ma w sobie coś, co odpycha i pociąga jednocześnie. Bł. Elżbieto Sanno – wstawiaj się za nami! S. Monika Cecot SAC
© 2022 AAMCH & AS ZAK
Wiadomości o otrzymanych łaskach za wstawiennictwem bł. Elżbiety Sanny można przesyłać do: Ośrodek Postulacji Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego, ul. Skaryszewska 12, 03-802 Warszawa